piątek, 15 stycznia 2010

Cukrowe serduszka i pewna historia

Cukrowe ciasteczka wyszły same z siebie i w sumie przez przypadek kiedy przeglądałam blog Liski http://whiteplate.blogspot.com/2008/02/cukrowe-serduszka.html. I stwierdziłam iz nawet są łatwe do zrobienia i mogłabym spróbować. A więc zabrałam się do przygotowania ciasta. Zrobiłam z połowy wszystkich składników.

Cukrowe serduszka

100 g masła, pokrojonego na małe kawałki
6 łyzek cukru
2 żółtka
pół cukru waniliowego
1,5 szkl mąki
szczypta soli

Wszystkie składniki zagnieść tak zeby ciasto nie było twarde. Uformować z niego kulę, zawinąć w folię spożywczą i chłodzić w lodówce minimum 2 godziny. (Ja trzymałam przez 3 godz w lodówce).
Po schłodzeniu ciasto rozwałkować na posypanej mąką stolnicy na grubość ok. 0,5 cm. Foremkami wycinać serduszka, posypać cukrem (spróbowałam cukru brązowego demergata). Piec w temp 170 st ok 10 min nie za długo, bo moje trochę się przyrumieniły, niestety.

Są pyszne i niestety giną w tempie ekspresowym... :) Najlepsze do kawy.



Historia ta zaczeła się dawno temu. Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką bardzo często jezdziłam z rodzicami do dziadków na wieś. Bardzo miło wspominam tamte chwile spedzone na podwórku, kiedy ganiałam kury czy gęsi- co do gesi to zawsze mi się odpłacały kąsając mnie. Równiez lubiałam przebywać z babcią kiedy szła doić krowy a ja stałam z garnuszkiem w reku i czekałam na ciepłe mleko od krowy. Ale najbardziej, najbardziej czekałam na dziadka, który zawsze mnie brał na sianokosy a to dlatego ze zawsze kiedy były, brał mnie do stajni i sadzał na koniu. Uwielbiałam siedzieć z przodu i patrzeć jak koń ciągnie wóz za sobą. A najlepszą frajdę sprawiała mi jazda na koniu właśnie. To były pierwsze moje przygody kiedy mogłam się przytulić do nich czy mieć przyjemność jazdy konnej.
Nie, nie ukończyłam zadnej szkółki jezdzieckiej. Kiedy zabrakło dziadka to zawsze jezdziłam z moim tatą, kiedy mieliśmy tylko okazję. Starał się aby było tych okazji bardzo często. Zresztą w miejscowości w której mieszkam była mała stadnina do której często zagladałam.
Teraz niestety nie miałam długiej okazji poczuć radości z jazdy konnej, tak bardzo bym chciała. Czekam tylko z niecierpliwościa na wiosnę, bo obiecuję sobie ze odwiedzę pobliską polanę na której pasą się konie i może będzie okazja aby poczuć jak to cudnie jest "płynąć".
Tak. Konie zawsze były moja pasją, moze kiedyś otworzę swoją własną stadninę. A na razie moge sobie tylko powspominać.










5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ja poczekam na takie monitory gdzie bedzie sie mozna poczestowac ciasteczkami u ciebie zawsze takie pyszne wypieki :)

MariaPar pisze...

przepis skopiowany, wyglądają niesamowicie apetycznie !

dori-scrap pisze...

Mario-skopiowany częsciowo :) z moimi modyfikacjami jak zwykle :) ale i tak mi się troche przyrumieniły
pozdrawiam

MariaPar pisze...

Dorotko, to Ja skopiowałam od Ciebie przepis i będę słodzić Sobie wolne chwile !!! Sorry, że tak to zabrzmiało ! Słowo pisane przeciwko słowu mówionemu; zabrakło brzmienia :-))

dori-scrap pisze...

Ehh, wszystko mi się pomyliło:) Nie ma sprawy Mario możesz kopiować do woli:) chyba ;)
No tak nie ma to jak słowo pisane a mówione a interpretacja jakże inna.
pozdrawiam wieczorną porą